~ Natalia
Od dziecka czułam, że to, co widzę, ten świat, to nie może być wszystko. Myślałam, że wszyscy tak czują, w wielkim szoku byłam, gdy zdałam sobie sprawie, że tak nie jest. Przez wiele lat „zbierałam” perełki z różnych książek, zdań, metafor, z najróżniejszych religii, filozofii, systemów, łzy wzruszenia, gdy spotykałam człowieka, który w jakimś stopniu reprezentował sobą tę jakość, której nie znałam w sobie, a do której tak strasznie tęskniłam, że nic na tym świecie nie było w stanie zaspokoić mojej tęsknoty. Szybko nauczyłam się wyciszać chwilowo i pozornie ten ból alkoholem, relacjami i imprezami, jednocześnie cierpiąc coraz bardziej i uciekając od siebie coraz dalej, nie chcąc żyć. Szukając, następnie, ratunku w realiach astralnych, w teoriach dotyczących duszy, mojego pochodzenia, etc., w systemach z wszystkich stron Ziemi. Na kilka miesięcy przed poznaniem Nityi, podczas głębokiego relaksu doświadczyłam świadomie tego, że jestem pustką, jakkolwiek niedorzecznie by to brzmiało. Nie rozumiałam, ale była to ta ulga, której pragnęłam całe życie. Do niej tęskniłam. Do siebie. Pierwszy raz spotkałam Patrycję, gdy przyjechała do mojego rodzinnego miasta, do Łodzi, wtedy jeszcze miałam bardzo nietrzeźwe myślenie i nie pamiętam nic z tego spotkania, oprócz Jej oczu i tego, że moja mama przyszła też i rozmawiała z Patrycją podczas Satsangu. Pół roku później, gdy już nie piłam i byłam w trakcie terapii, po osiągnięciu tego, co nazwać można osobistym dnem i poproszeniem Boga o pomoc, poddaniem się, skapitulowaniem, pierwszy raz w życiu. Satsang był w Poznaniu, nie wiem jak ja się tam znalazłam, ale po prostu musiałam tam być. Przyjechałam w przerwie pomiędzy Satsangami, Patrycja siedziała na podłodze z kilkoma osobami, śmiejąc się i jedząc czekoladki. Gdy ją zobaczyłam i popatrzyłam Jej w oczy, po prostu opadłam na podłogę, na kolana i tak zostałam, a z oczu łzy płynęły i płynęły. Gdy zaczął się Satsang Nitya zapytała, czy ktoś kto jest po raz pierwszy chciałby powiedzieć coś, i ja powiedziałam, i wzruszenie było ogromne i Nitya zapytała, co mnie tak najbardziej porusza w tym, powiedziałam, że to, że wszystko jest a mnie nie ma. Mnie nie ma a wszystko jest. Nie rozumiałam chyba tych słów wtedy do końca i jednocześnie były oczywiste. I tak się zaczął dla mnie nowy rozdział w tej książce życia, przez dwa - trzy lata byłam na wszystkich możliwych, chyba, satsangach, to się działo jakimś cudem, dzięki wielkiej łasce i pragnieniu mojego serca. Jak tlen, jak żywa woda, jak wdech, chłonęłam każde słowo, każdą sekundę , to największe szczęście w życiu, najważniejsze, najcudowniejsze. Etapów, faz doświadczałam wielu, łącznie z potężną złością, niechęcią, deprecjonowaniem, oporem, złymi, paskudnymi myślami o Satsangu i o Patrycji jako osobie. I jednocześnie spokój coraz bardziej i bardziej wyłania się na plan pierwszy a cała pojawiająca się reszta przestaje przeszkadzać. Nawet poczucie, że nie ma nic ważniejszego zmieniało się, pamiętam zaskoczenie, bo wydawało mi się, że nie może mi już bardziej zależeć, a podczas Satsangu zabrało mnie zupełnie poczucie, że jest to najważniejsze w życiu - jakbym nigdy wcześniej tak nie czuła. Ciągłe pogłębianie się tych najpiękniejszych jakości. Ponieważ moją główną koleiną, centralną opowieścią, o której pisze Nitya, było głębokie poczucie, że „ja nie chcę żyć”, ja tu nie chcę żyć, taki fundamentalny sprzeciw, bunt przeciw życiu :) I to, że nie zasługuję na miłość. Miłość, której tak rozpaczliwie pragnęłam. Mogę powiedzieć, że zawdzięczam Satsangowi życie, Życie. Doświadczając wielu rozczarowań, łącznie z do tej pory największym rozczarowaniem, na szczycie mojej ukochanej Arunachali, do której zabrała mnie również Nitya, co było moim gorącym pragnieniem. Kocham Życie, kocham żyć. Dziękuję Nityi za to, że wskazując na to, co jest we mnie niezmienne, stałe, wiecznie obecne, na moją esencję, im bardziej na To zwracam uwagę, tym - może paradoksalnie, ale to właśnie ten Boski paradoks, tym bardziej cieszę się każdym malusieńkim przejawem życia i tego, że doświadczam go nawet poprzez tę formę, taką, jaką jest, z całym pakietem człowieczeństwa, łącznie z najbardziej wstydliwymi i niefajnymi aspektami mojej ludzkiej natury. Dla mnie najważniejsza jest Prawda. Dziękuję, że to pragnienie mnie prowadzi. Nitya prowadzi mnie nieustannie ku Prawdzie, pojawiając się w najrozmaitszych przejawach poza formalnym Satsangiem, miłością wskazując mi, wciąż na nowo, to, czym jestem. Wskazując bezkompromisowo. Bezkompromisowo i łagodnie, nie rozpraszając się, nie tracąc czasu, nie rozmieniając na drobne. Nie folgując. Prosto do Sedna. Z Największą miłością. Bezosobową, która obejmuje, karmi i leczy wszystkie głodne osoby, aż miłość nakarmi je, zaspokoi, ukoi.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Dziękuję, że Nitya znalazła mnie i nie wiem, jak to się dzieje, ale nie ma nic ważniejszego, nic, co „daje” większą, głębszą ulgę i spokój. Spokój, który przekracza wszelkie poznanie. Spokój, który umożliwia zaistnienie wszystkiego. Dziękuję za tę zmianę perspektywy postrzegania, doświadczania, z bycia tym, co czuję na bycie, w którym, to co jest odczuwane po prostu się pojawia. Niech się to pogłębia i pogłębia. Dziękuję za tę wolność. Od siebie samej.