
Dzisiejszy świat ogarnęła mania nadzwyczajności, narcystycznego egoizmu. Wszyscy chcemy być kimś wielkim i ważnym. Chcemy zaznaczyć się w społeczeństwie, odcisnąć w nim swoje niepowtarzalne piętno. Wierzymy, że tylko wówczas będziemy mogli czuć się spełnieni, coś warci. To przekonanie, od dawna nam wpajane i stale podtrzymywane przez media, wspiera cała kultura. Nadrzędnym celem jest osiągnięcie sukcesu, innymi słowy bycie pięknym, mądrym i bogatym.
Jednak czy postawienie sobie takiego celu nie jest obarczone zbyt dużym ryzykiem? I czy jest to realistyczne żądanie?
Czy to możliwe, byśmy wszyscy byli najpiękniejsi, najzdrowsi i najbogatsi? Czy nie możemy być po prostu zwyczajni?
Społeczeństwo stawia nam nierealistyczne żądania. Oprócz sukcesu materialno- wizerunkowego powinniśmy osiągnąć szczęście i w nim nieprzerwanie trwać. Mamy być niesamowici. Nadzwyczajni. Zwyczajność nie jest dziś w modzie. Zwyczajność nie zarabia. Wpaja się nam, że tacy, jacy jesteśmy, to za mało. Musimy spełnić coś więcej, coś jeszcze ze sobą zrobić. Systemowi z pewnością się to opłaca, lecz czy opłaca się tobie? Czy przynosi to ulgę, radość bądź spokój?
Kiedy dążenie napędzane jest brakiem, w efekcie przynosi frustrację, poczucie niedowartościowania i smutek. Musimy zarobić pieniądze, ponieważ stale czujemy, że mamy ich za mało, przeglądając się w lustrze zastanawiamy się, co należałoby poprawić w naszej twarzy i sylwetce, jeździmy na kolejne warsztaty, bo wydaje nam się, że znajdziemy na nich coś, czego nam brakuje. Kiedyś będzie lepiej! Jednak zafiksowanie na przyszłości, na tym, jak być powinno, wprowadza jeszcze więcej alienacji i smutku. Czy gdybyśmy mieli w sobie szczęście, musielibyśmy wiecznie za nim gonić? Czy gdybyś czuł się usatysfakcjonowany, starałbyś się ze wszystkich sił być wyjątkowy? Gdyby było ci dobrze, czy musiałbyś udowadniać to wszystkim wokół?
W dobie instagrama i facebooka odrzucenie takiego nastawienia nie jest łatwe. Wychwalamy swoje piękno i sukces, „dbamy o swój wizerunek”. Wyglądamy na wiecznie szczęśliwych, modnych i młodych. Chwalimy się tym, co jemy, tym, gdzie bywamy. Mimowolnie zaczynamy porównywać się z innymi. Świat kusi nas lepszą przyszłością, zachęca by biec za szczęściem dalej. Twierdzi, że musimy mieć więcej. Jeśli przyjmiesz te wymagania za dobrą monetę, nieświadomie włączysz się w gonitwę za ułudą.
Współczesna kultura z jednej strony bombarduje nas za pośrednictwem mediów katastrofalnymi wieściami z dalszego i bliższego świata, z drugiej zaś – tworzy sztuczną, nierealną rzeczywistość luksusu, szczęśliwego dobrobytu, do którego każdy powinien aspirować. Nie powinny nam w tym czasie towarzyszyć frustracje, porażki, trudności i zmagania. Choć skądinąd wiadomo, że są one częścią życia każdego człowieka. Choć każda trudność żłobi drogę do lekkości.
Jeśli przyjmiesz, że negatywne doświadczenia mogą dotyczyć tylko innych ludzi – pechowców lub takich, którzy na nie „zasłużyli”, zaś w twoim życiu nie mogą mieć miejsca, zaczniesz się obwiniać za to, że w ogóle jakieś trudności masz. Za to, że doświadczasz frustracji lub niepokoju. A nawet za to, że nie jesteś w danym momencie szczęśliwy! Bo przecież powinieneś!
Wyobrażasz sobie, że tym, których sobie stawiasz za wzór, świetnie się powodzi, zawsze im się udaje i na pewno są szczęśliwi.
Lecz, czy to możliwe, by ich życie tak bardzo różniło się od twojego?
Czy możliwe, byśmy wszyscy nie dzielili wspólnych ludzkich słabości?
Im bardziej chcesz być nadzwyczajny i piękny, tym brzydszy czujesz się w środku, im bardziej chcesz być szczęśliwy, tym więcej w tobie nieszczęścia i smutku, im bardziej chcesz być kochany, tym bardziej niekochany się czujesz.
Trudności są naturalną częścią życia. Spotykają każdego, i nie da się ich zupełnie wyeliminować.
To właśnie odkrył Budda wychodząc za mury swojego królestwa. Zobaczył przemijalność rzeczy. Zrozumiał, że cierpienie wpisane jest w życie. Zobaczył starość, choroby i śmierć. Wcześniej sądził, że ich nie ma. Potem odkrył, na czym polega cierpienie i jakie mechanizmy za nim stoją. Między innymi dzięki temu odkryciu stał się jedną z najbardziej inspirujących postaci wszechczasów.
Zmierz się z tym i ty. To samo odkrycie może być i twoim udziałem. Przestań czekać na nadzwyczajność. Weź to, co jest. Zobaczysz wtedy, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Jeśli zaś zamarzysz o spełnieniu w jakiejś dziedzinie, mając do niej wyjątkowe predyspozycje, to po prostu zacznij to robić. Niech to jednak sama praca i tworzenie stanowią twoją radość, a nie ich efekty, w postaci wyimaginowanej idealnej przyszłości.
Nie ma innej drogi do pokonania tego, z czym jest nam trudno, jak nie uciekać. Jedyną drogą wyjścia jest droga przez. Nie da się niczego obejść ani pominąć.
Jak się czujesz, kiedy presja bycia kimś szczególnym opada?
Kiedy nie musisz być najpiękniejszą i najbardziej ponętną kobietą świata?
Jak się czujesz, kiedy nie musisz być największym mędrcem, doradcą życiowym, coachem czy ekspertem?
Czy może wreszcie odetchnąłeś z ulgą?
Nie stawiaj sobie przymusu by siebie i innych wciąż zachwycać. Taką/ takiego lubię cię najbardziej 😊.
Może to zabrzmi dziwnie, ale najtrudniej jest być zwyczajnym.