
Czasem spotykam się ze zdaniem, że w satsangu nie ma współczucia dla emocji.
Takie stwierdzenia biorą się z niezrozumienia istoty tego czym jest satsang.
W satsangu nie interesuje nas historia naszego życia w ogóle. Nie interesują nas nasze traumy, sukcesy, porażki. Ani to co spotkało nas w dzieciństwie, ani jaka czeka nas świetlana kariera. Dlaczego?
Ponieważ wszystkie te historie mają swój korzeń w identyfikacji osobowej.
W satsangu nie trzeba tych wszystkich historii wyciągać, analizować, porównywać, czy próbować zrozumieć, ponieważ donikąd to nie doprowadzi.
Satsang to zostanie z tym co jest takim jakie jest. Po prostu.
Nie nadajemy w nim niczemu żadnej interpretacji ani żadnego specjalnego znaczenia. Nie próbujemy być nawet mądrzy, czy też dobrzy. Chcemy tylko prawdy. A prawda nas wyzwala.
Zazwyczaj po chwili takiego nastawienia naprowadzamy się bezpośrednio na Źródło. Zamiast opowiadać sobie kolejną historię o niesprawiedliwości zauważamy tylko, że tego który miałby ją opowiadać … - NIE MA.
Nie wierzymy w opowieść, w której coś jest z nami nie tak, w której trzeba się czegoś pozbyć, albo coś konkretnego zdobyć - włączając w to także samo oświecenie. Bo nawet gdy z radością powiemy sobie – ‘ach pozbyłem się już tego! Mam już to za sobą!’ to wciąż pozostajemy ‘tym’, który się czegoś pozbył....
A to o jedno złudzenie za dużo!
Pozbywając się jednego napięcia, czy jednego ‘problemu’ wciąż pozostajemy w subtelnym odczuciu ‚kogoś‘ kto coś przezwyciężył, czy sobie poradził.
Jednak TEN KTÓRY POZBYŁ SIĘ PROBLEMU JEST TEGO PROBLEMU KONTYNUACJĄ!
Tylko ego uważa, że odniosło porażkę albo sukces.
Wydaje mu się na przykład, że podejście Satsangu jest bezuczuciowe, ponieważ nie ma w nim na nie miejsca!
Wydaje się mu że coś jest nie tak, ponieważ ono ‘wie’ przecież jak być powinno!
Satsang nie pozostawia jednak ŻADNEJ NADZIEI. Nie głaszcze nikogo po głowie, nie gratuluje sukcesu, ani nie współczuje dramatom. Nie bije braw, ani się nie kłania.
Ego twierdzi, że takie podejście jest nieludzkie i suche.
Dlaczego?
Ponieważ nie ma w nim na nie miejsca!
Często wtedy obraża się, ocenia, albo płacze.
-Nie jestem widziany!
-Nie jestem kochany!
-Nie jestem ważny…
Tupnę nogą, zezłoszczę się i pójdę gdzieś indziej.
Satsang jednak w tak ograniczony sposób kochać odmawia, ponieważ wtedy przedłużyłby tylko twoje cierpienie - egoistyczny iluzoryczny żywot. W ten sposób przedłużyłby twój sen.
Ego lubi też twierdzić, że świadomość jest bądź jej nie ma. Lecz jak mogłoby powiedzieć że jest albo jej nie ma skoro nie jest możliwe by było świadkiem swego pojawienia się lub zniknięcia?
Zamiast spieszyć się z wyrokowaniem popatrz na ego z daleka. Wtedy automatycznie pojawi się prawdziwe piękno i miłość. Gdy nie będziesz pochłonięty swoim wewnętrznym dramatem odczuwać będziemy prawdziwe połączenie.